Od jakiegoś czasu myślę o tym czy daję z siebie 100%. Czy
mógłbym zrobić więcej, żeby pomóc polskiej architekturze. Gdzie tu jest jakieś
rozwiązanie i czy jest w ogóle. Jakoś to wszystko mnie przytłoczyło i nawet wczorajszy
spacer był jakoś tak nasączony goryczą.
Do głowy przychodzi mi jedynie to, że powinniśmy jako
społeczeństwo działać wspólnie i dążyć do dobrego. Problem w tym, że każdy ma
inne pojęcie dobra, prawda? Chodzę ulicami, oglądam ten świat i czuję jakąś
złość na ludzi… a może bardziej na swoją bezsilność w tym wszystkim. Dlaczego
ludzie mają ograniczony sposób widzenia i patrzenia na świat? A nawet jak się
komuś zwróci uwagę albo pokaże inną perspektywę – naprawdę czuję, że to się
mija z celem. Słowa odbijają się od nich bez przetworzenia – jak grochem o
ścianę.
Smutno mi, bo widzę prawdę. Inni nie chcą jej dostrzec.
Czyli to oznacza, że już na zawsze zostanę sam w tym stanie smutku? I do tego
wszystkiego czas upływa, sekunda za sekundą, godzina za godziną… a przecież
nawet najtrwalszy budynek ma swoja określoną wytrzymałość– nawet jeśli dbamy o
niego na co dzień. Nie chce mi się myśleć w tym momencie o tych zabytkach,
które są pozbawione opieki… ehh.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz